Nieraz w zimie albo wczesną wiosną wybieraliśmy się nad Bałtyk. Najczęściej do Międzyzdrojów, bo tam prowadzi dogodne połączenie kolejowe z Poznania. Gdy wyjeżdżałem, to na jeden dzień. Nie zdarzył się ani jeden taki wyjazd, byśmy żałowali nadmorskiego wojażu.
Spacery brzegiem morza. Trzeba tylko zadbać o odpowiedni ubiór. Niewidzialne chmurki ozdrowieńczego jodowego aerozolu. Kojący szum morza.
Krzyk nadmorskich ptasząt.
Gdy nocą morze było bardziej wzburzone, rano na brzegu można było znaleźć mnóstwo muszelek. Szukało się bursztynków. Ale i zostawały płytkie niewielkie jeziorka. W czasie słonecznej pogody widać ich pomarszczone od falek dno.
Wielu spacerowało brzegiem morza na wschód, ku Wisełce. Trafiało się na coraz częstsze kamienie i głazy… ze Skandynawii. A przecież to teren naszego polskiego Słowińskiego Parku Narodowego. Piękne wysokie klify.
Po drodze zdarzał się kuter rybacki. Dobrze było później dowiedzieć się, który punkt gastronomiczny serwował świeżą rybkę.
Na koniec fotka z rannego spaceru ku wschodzącemu słońcu. Zimą taki wschód jest jeszcze o „ludzkiej godzinie”.
Jutro widoki zachodzącego słońca.
Dobrej soboty.