Wczoraj przedstawiłem Płytnicę w promieniach słońca. Na tym odcinku ma w miarę równe, piękne piaszczyste dno.
Dzisiaj inne oblicze tej samej rzeki. Kamieniste dno, jak w podgórskim, czy górskim potoku. Skąd bierze się taka zmienność. Odpowiedź jest prosta. Wszystko zależy od terenu, przez który przepływa. Jak trafia na polodowcowe kamienne zawirowania siłą rzeczy zwalnia swój bieg. Staje się wyjątkowo płytka. Można po niej, ściśle po kamieniach na jej dnie, przejść bez pomoczenia się. Ale Płytnica po pokonaniu tego dziwnego, jak na niziny, odcinka, zmienia się nie do poznania. Staje się dalej rwącą prawie rzeką.
Teraz czas na opis, jak dotarłem do tego kamienistego odcinka. Oczywiście koleją. Tym razem wysiadłem na stacji Ptusza, drugiej za Piłą jadąc od Poznania w kierunku Kołobrzegu. Z Ptuszy droga biegnie na zachód, może nieco na południe. Po kilku kilometrach dochodzi do rzeki i ją przekracza. Byłoby nudno, gdybym w tym dość wilgotnym terenie nie spróbował pójść wzdłuż rzeki, bezpośrednio przy niej. Sporo tam roślinności, czasami mocno utrudnia poruszanie się. Ciągle trzeba uważać, by nie wpaść do jakiegoś ukrytego pod zielonością dołu. Może po 2-3 km trafiłem na owo kamieniste dno.
Niezależnie od odcinka, który pokonuje Płytnica, zawsze otacza ją bogata szata roślinna. To głównie za sprawą dużej wilgotności terenów przyrzecznych.
Nie byłem w tamtym miejscu nad Płytnicą od jakiegoś czasu, więc nie mam uprawnień do podania raportu owadziego z tego rejonu. Jednak na podstawie moich dzisiejszych doświadczeń z nawet bardziej podmokłych miejsc, ostatnio nie zauważyłem w nich komarów, meszek, czy innych nieprzyjemnych owadów.
Do zobaczenia.