








W terminologii znanej z hydrologii, nazywane są śryżem. Spośród zjawisk lodowych jest to pierwsza faza tworzenia się lodu na rzece i w morzu. A więc na wodzie płynącej, poruszającej się.
Przypominam sobie, że jako mały chłopak pewnej zimy wracając ze szkoły wskakiwaliśmy w kolegami na kry i tak sobie pływaliśmy po niewielkim stawie. Każdy miał „swoją” krę. Coby na to dziś powiedzieli dorośli? … Ano, że obecnie pod naszą szerokością geograficzną nie ma już takiej kry. Zimy są o cieplejsze.
Być może rodzice byliby też ciekawi, jak powstają kry na rzece. A więc wszystko rozpoczyna się od niskiej temperatury. Zimno musi trwać przez dłuższy czas. Gdy temperatura wody schodzi poniżej zera, zaczyna tworzyć się śryż. Najpierw są małe bryłki lodowe wielkości kilku centymetrów. Towarzyszy im lepa śnieżna, czy lodowa. Gdy jedno zbije się i połączy z drugim, powstają solidniejsze krążki lodowe. Małe mają kilkadziesiąt cm, a duże do 3 m średnicy. Przypominają wtedy lodowy wielki okrągły liść, jak u wiktorii królewskiej. Płyną z prądem rzeki. Gdy tych prakier jest więcej, uderzają jedna o drugą, lub o brzeg rzeki na jej zakręcie lub w zatoczce albo przy ostrodze rzecznej. W ten sposób tworzy się stopniowo coraz to większa i grubsza pokrywa lodowa. Przy większych i dłużej trwających mrozach mogłaby zamarznąć nawet cała rzeka. Zdarzają się zatory lodowe.
Moje fotografie przedstawiają śryż na Warcie w okolicach Rogalina. Pierwsze to ujęcia z czasów mroźnej zimy. Jak pierwszy raz zobaczyłem takie dziwy na rzece nie mogłem uwierzyć. Słychać było charakterystyczny szelest przesuwających się prakier. To odgłosy zderzania się i ocierania jedna o drugą.
Dalsze zdjęcia wykonałem przedwczoraj w Poznaniu z Mostu Starołęckiego na Warcie. Jest teraz nieco cieplej, a więc wiele śryżu już się stopiło. Tym wyraźniejsze były pojedyncze jego krążki albo zaledwie jakby zmarszczenia wody świadczące o roztapiającej się lepie.
Do zobaczenia.