Jabłka można dziś kupić przez cały rok. Podczas moich wypraw, głównie rowerowych, po drodze spotykałem nieraz wiele starych jabłoni, a na nich odmiany mało znanych obecnie gatunków. Owoce na nich długo wisiały nie zbierane, na końcu gniły na ziemi. Takie jabłka zazwyczaj są mniej kształtne i atrakcyjne wizualnie. Za to o ciekawym nieraz smaku i intensywnym zapachu.
W dawnym „moim” ogrodzie rosła jabłoń podobna odmianą do jonatana. Co roku miała bardzo dużo owoców, choć z charakterystycznymi dla niej plamkami. Były to jabłka słodko-kwaśnie, doskonałe na przeciery.
Pewnego pięknego dnia zbierało się je i kładło do dużej wanny na podwórzu. Potem były myte w drugiej wannie. Następnie oczyszczane i dzielone na cząstki. Gniazda nasienne pozostawiane, skórka też. Jabłka te po kolejnym przepłukaniu w wodzie nakładało się do kilku dużych garnków równocześnie, aby się w nich rozgotowały. W garnkach prócz jabłek była też woda. Nikt nie chciałby przypalenia. Po jakimś czasie jabłuszka stawały się miękkie o lekko ściemniałej skórce. Wtedy odsączane i gorące przekładało się na odpowiedni durszlak i przecierało. Służył do tego duży durszlak , który kładło się na wiadrze. Do przecierania używałem sporej drewnianej kuli osadzonej na trzonku. Kiedy już wiadro było wypełnione przecierem prawie do wysokości zanurzonego durszlaka, napełniało się słoiki. Jeszcze 20 minut pasteryzacji słoików, by potem można je było odłożyć do piwnicy.
Taka praca trwała zazwyczaj cały dzień, tyle było jabłek. Nikt ich nie chciał zmarnować. W ten sposób robiliśmy od 50 do 200 słoików przecierów jabłkowych. Otworzone w zimie smakowały bardzo i pachniały.
Niech fotografie tych starszych odmian jabłek przypomną tamte lata.
Za możliwość fotografowania i udostępnienia dziękuję Muzeum Narodowemu Rolnictwa i Przemysłu Rolno-Spożywczego w Szreniawie. Na ich terenie znajduje się wyjątkowy sad jabłoniowy.
Do zobaczenia.