Kilka już razy przedstawiałem fotoreportaże z Rogalina lub tamtejszych nadrzecznych łęgów.
Tym razem relacja z nadwarciańskich zakamarków.
Po kilku dniach zimowych mrozów przyszły dodatnie temperatury. Nastąpiła odwilż. Śnieg pokrywający rozległe rogalińskie łąki niknął w oczach. Tylko w zagłębieniach terenu ciągle było jeszcze biało. Także na ścieżkach i drogach wśród łęgów. Wyglądały one jak wstęgi ukazując trochę wydeptane szlaki. Podobnie, czyli stopniowo ustępował lód. Coraz wyraźniej widać było jego wzorzyste granice na styku z błotem albo trawą. Z tego topnienia tu i ówdzie powstawały kałuże, które trzeba było odchodzić dookoła. Na Warcie płynęło coraz mniej kolistych prawie-kier, które swą konsystencją bardziej przypominały teraz lodową maź. Z zakrętów rzeki ubywało osadzonego tam lodu. Od czasu do czasu pojawiało się zimowe słoneczko. W niektórych miejscach krajobraz jakby z wiosennej tajgi. Roztopy z pozostałościami śniegu. Właśnie w takich okolicznościach przyrody wyraźniej widać oryginalne zakrzywienia rogalińskich dębów, ich ogrom i majestat. Wszystko to dzięki obecnie bardziej wyraziście widocznym kontrastom. Sporo mchów, porostów i hub.
Rogalin i Łęgi Rogalińskie są interesujące w każdej porze roku i w najróżniejszych sytuacjach pogodowych. Przez to lepiej rozumiem, dlaczego Arkady Fiedler często odwiedzał te miejsca. Mają wiele do zaoferowania.
Do zobaczenia.