Nieznane światła
Strach rozporządzał ludźmi od niepamiętnych czasów. Był również w Leśniarzach wygnanych ze społeczności sklawińskiej i uciekających od czasu, zanim wydano na nich wyrok.
Odszczepieńcy umykający Wielką Wodą inaczej już nazywali siebie samych. Mieli teraz miano, Ludzie.
Płynęli w nieznane. Lud jeszcze do niedawna osiadły w lesie, w którym nie było dróg, ani traktów. Jedynie nikłe ścieżynki. Teraz na Wodzie poczuli coś nowego, jakąś nieokreśloną swobodę pomieszaną z lękiem. Po zapadnięciu zmroku zatrzymywali się na noc na brzegu. Od rana odpłynęli dalej. Żaden z postojów nie mógł być dla nich bezpieczny.
Drugiego dnia ucieczki dostrzegli dalekie ognie. Przypominały ogniska, przy którym kiedyś było im dobrze, za czasów sklawińskich. Ale barwy tych ogni nieznane. Jedne niebieskie, inne brązowe i rzadsze jasnożółte z białymi plamami w środku.
W pobliżu miejsca tego odkrycia zatrzymali się na brzegu. I chcieli pójść ku tym światłom. Jednak pewien doświadczony tropiciel krzyknął ostrzegawczo. Nie. Potem szybko i nieskładnie opowiadał jakąś złą historię. Wtedy stanęli jak wryci. Zapalona nagle nadzieja na odmianę losu umknęła gdzieś błyskawicznie. Zamiast niej pojawiło się rozgoryczenie. Siedli na ziemi, a niektórzy położyli się nawet, jakby opuściło ich życie. Przygnębieni byli i bez sił.
Mijał czas. W pewnej chwili wstała starsza kobieta. Z trudem wypchnęła przed siebie młodego mężczyznę. Opierał się. Chyba to jej syn. Po kilku minutach niepewności niemal równocześnie podnieśli oni ręce. Potem mamrotali, jakby bali się powiedzieć coś ważnego. Słowa jednak okazały się niepotrzebne. Za niedługo ruszyli ku tratwom z gałęzi. Pokazywali, że chcą płynąć dalej. …
Za nimi podążyli inni.
W ten sposób Ludzie całą gromadą popłynęli dalej, w poszukiwaniu lepszego świata. Rozmyślali teraz o nowym miejscu. Dobrym i bezpiecznym.
CDN.