Piaszczyste nadbałtyckie plaże, szczególnie te szerokie, są atrakcyjne przede wszystkim dla ludzi. Botanicznie zaś pozostają ubogie. Zazwyczaj dopiero w krańcu plaży, wydmy zaczyna porastać raczej skromna roślinność. Skromna, bo jest jej niewiele i mniejsza, niż inne okazy rosnące w bardziej sprzyjającym środowisku życia. Być może właśnie z tych względów plaże nadmorskie niekiedy kojarzą się z pustyniami, na których nie ma przecież zbyt wiele roślinności.
Przypominam sobie pewien wyjątkowy odcinek polskiego wybrzeża między Mrzeżynem, za Parsętą, a Pogorzelicą. Kilkanaście kilometrów. Dzikie plaże. Nie zagląda tam zbyt wielu ludzi.
Na tamtej plaży wśród piasku od czasu do czasu pojawiają się kwiaty, krzewy i trawy. Wyglądają, jakby z filmu science fiction. Dają radę nawet w tak nieprzychylnym dla nich środowisku. Na jednym ze zdjęć widać jakby cegłę z gliny.
Oby te plaże zostały takie wyjątkowe na długo albo jeszcze lepiej, na zawsze.
Do zobaczenia.