Puszczając wodze wyobraźni, wyglądają one jak duże liście wiktorii królewskiej, rośliny znanej właściwie z dorzecza Amazonki. Te i inne zjawiska na wodzie mogły doprowadzić ludzi do „odkrycia” sprzętu pływającego.
Wraz z większymi lub dłużej trwającymi mrozami prakier jest coraz więcej. Na zakrętach rzeki nurt spycha je do brzegu, gdzie mogą zderzać się łącząc w większe skupiska. Z czasem w takich miejscach dochodzi do utworzenia stałej pokrywy lodowej. W jeszcze większe mrozy już tylko płyną kry lodowe, a w największe zimna cała rzeka może zamarznąć, choćby na powierzchni.
Aktualnie widać prakry. Wystarczy jednak kilka cieplejszych dni o temperaturze powyżej 0 stopni Celsjusza, by zniknęły. Taki mamy klimat. Dlatego, kto chce zobaczyć owo zjawisko na rzece, powinien zrobił to jak najszybciej.
Moje pierwsze fotografie przedstawiają śryżowe twory na Warcie w pobliżu Mosiny i Puszczykowa. To ujęcia z czasów mroźniejszych zimowych dni sprzed kilku lat. Jak pierwszy raz zobaczyłem prakry na rzece, nie mogłem uwierzyć. Wpierw słychać było dziwny szelest na rzece. Podszedłem. To odgłosy zderzania się krążków śryżowych i ocierania jednego o drugi lub o brzeg.
Następne zdjęcia wykonałem wczoraj także przy Warcie, ale w Poznaniu na wysokości od Starołęki do Królowej Jadwigi. Z Wartostady. Spotkaliśmy tam wiele różnego ptactwa. Toczy się życie.
Do zobaczenia.