Dziś przedstawiam zimowy reportaż znad Warty w Rogalinie i w Puszczykowie. Sprzed kilku lat, kiedy zdarzyły się zimniejsze dni i niedługo potem pojawiły te zaskakujące dla mieszczucha wieńce lodowe.
Przedtem nigdy ich nie widziałem. Słyszałem jedynie o lodzie na rzece, a książkowe opisy o zamarznięciu rzeki wydawały mi się dość egzotyczne, jak palmy w tropikach.
Nawiązując do geologii i paleontologii nazwałem je prakrami. Z widoku wyglądały na początkowe stadia tworzenia się kry na rzece. Kiedy nastają zimniejsze dni, po pewnym czasie na większych rzekach pojawiają się sterty śniegu niesione przez płynącą wodę. Śnieg ten zbija się na zakrętach rzeki. Z zimnym czasem stopniowo skupia w takie interesujące okrągłości, które jeszcze nie są prawdziwymi krami, ale mają na to zadatki. Wyglądają jak olbrzymie liście wiktorii królewskiej, rośliny znanej właściwie z dorzecza Amazonki. I coś jest w tym porównaniu. Chodzi o kształt ułatwiający unoszenie się na wodzie. Zastanawiam się teraz nad tym, czy ludzie naprawdę wynaleźli łodzie i inny sprzęt pływający, bo właściwie mogli je niejako przekalkować, „zaadoptować” od twórczej nad wyraz natury.
Owe prakry płynące z prądem wody trą o siebie wydając przy tym dziwny przeciągający się szum. Można by go wykorzystać w filmach do tworzenia monotonnych i przejmujących obrazów.
W dalszym etapie te kry-niemowlaki rosną, a gdy czas jest coraz zimniejszy, tworzą solidne lodowe kry. Do takiego etapu mają one skłonności podróżnicze, czyli płyną z biegiem rzeki, rzek. Zwalniają tylko w czasie dużych mrozów zbijając się w jednolitą pokrywę lodową, a wyjątkowo stają, gdy rzeka cała zamarza.
Zachęcam więc do wycieczek nad rzekę również w mroźne dni. Albo można sobie pooglądać prakry w domu na zdjęciach fotograficznych.
Do zobaczenia.
Bardzo ciekawe!