W ubiegłym roku przyjechaliśmy z córką do Torunia. Z przystanku przy stacji kolejowej autobusem dojechaliśmy do Azylu dla królików. Był to okres bożonarodzeniowy, zima, a więc króle zastaliśmy w budynku. Jedne na wybiegu domowym, inne w klatkach (z różnych względów). Wiele ruchliwych zwierząt na nie za dużej przestrzeni. W azylu całkiem sporo ludzi. Wolontariuszki sprzątały, dokładały jedzonko. Byli też goście i dary.
Dla nas wizyta ta okazała się wyjątkową.
Obserwując azylowego bloga widać, jak wiele tam się zmienia. Jedne króle są przywożone, inne adoptowane. Część jest „na stałe”. Wszystkie trafiły do Azylu ze względu na choroby, porzucenie, złą opiekę swoich właścicieli oraz z innych powodów.
Obecnie gdy mamy dobrą pogodę, króliczki przebywają na ogrodowym wybiegu. Na azylowym blogu codziennie można zobaczyć, co się tam dzieje.
Córka czeka na lepsze czasy, gdy będzie miała więcej wolnego i ustąpi koronawirus. Wtedy znowu przyjedzie do toruńskiego Azylu i coś przywiezie królikom.