Dobry jest dłuższy spacer gdzieś poza miasto.
Warto wyszukać mniej znane miejsca. Z pomocą przychodzi mapa i wyobraźnia. My wybraliśmy trasę wśród pól i wsi. Dojechaliśmy i wróciliśmy pociągiem.
Wycieczka rozpoczęła się od stacji kolejowej w Nekli, niedaleko Wrześni. Od razu natknęliśmy się na tablicę informującą, że w w czasie II wojny światowej w Nekli mieścił się obóz pracy przymusowej dla Żydów. Dalej szliśmy przy rozległych polach kukurydzianych. Dojrzałe kolby kukurydzy żółciły się, a niektóre były już nadłamane, czyli gotowe do zbioru. Zamajaczył w głowie obraz gotowanej smacznej kukurydzy.
Gdzieniegdzie widać było wschodzące na polu zielone zboża. Minęliśmy sporo białych wiatraków. W jednym miejscu cała farma fotowoltaiki. Dobry temat do zastanowienia nad opłacalnością takiego źródła energii.
Na początku i na końcu daleko rozciągały się aleje kasztanowców. Wiało. Nic więc dziwnego, że wiele kasztanów było rozsypanych po drodze. Trafiały się też grusze – ulęgałki, rzadziej – stare jabłonie. Słoneczniki dojrzewały. Na drutach wysokiego napięcia siadały gołębie. Jaskółki już przecież odleciały do ciepłych krajów. Idąc przez rozległe pola trafiliśmy na duże uprawy ziemniaków, a mniejsze kapusty i kalafiorów. Na końcu przed miejscowością Gułtowy na skrajach pól widać było wielkie pryzmy buraków cukrowych. Słodkości na koniec.
Czekając na pociąg obserwowałem zachód słońca nad polami. Powoli obniżało się, aż zniknęło za horyzontem. Łuna była widoczna jeszcze długo.
Miłe zmęczenie i powrót do domu.
Do zobaczenia.