


Obronne domostwa
Niegdyś rzeki były o wiele większe. Miały wiele zakrętów i rozlewiska. Przy nich tereny podmokłe. Płynące wody przecinały się nawzajem, w poprzek. I mimo tego dalej płynęły swoimi korytami. Trudno było się zorientować, jakim wodnym szlakiem się płynie. Dokąd ich prowadzi.
Tak więc Ludzie ciągle jeszcze płynęli Wielką Wodą. Narastała w nich niepewność, zagubienie i strach. Wodnej tułaczki nie było końca. Uciekinierzy z ducha byli przecież ludem osiadłym na skraju lasu.
Jednego dnia nastała gęsta mgła. Mówili, że z niej wychodzą potwory. Jeszcze większe napięcie. Wtedy zdarzyło się coś zupełnie innego.
Ludzie mieli już dość wodnej ucieczki w nieznane. Wydawała się wieczna, beznadziejna. Akurat wtedy trafili na rozlewisko Wielkiej Wody. Nie było tam nurtu. Może nawet wcale nie czuło się go, jakby woda stanęła. Mgła zaś nie ustępowała, podobnie jak strach przed nieznanym.
Tratwy z uciekinierami prawie stały na tej wodzie. Za moment mgła na dłuższą chwilę się rozrzedziła. Wówczas widać było na brzegu las młodych i niemal równych drzew. Wyglądały jak wał. Wzbudzały podziw. Czegoś takiego nikt nie widział. Ludzie tam stali zdumieni.
Po pewnym czasie na tratwach pojawiły się jakieś niby zgrzyty, jęczenia, głośne oddechy. Woda nie szumiała, dlatego wszystko było słuchać. Ktoś zaczął wiosłować rękoma, aby dostać się bliżej. Za tym przykładem na końcu wszyscy odpychali wodę zagarniając ją do tyłu. Tratwy zaczęły zbliżać się do brzegu.
Gdy wyszli na ten brzeg poczuli ulgę. Wspomniany w poprzednim odcinku mężczyzna, ten którego matka wypychała do przodu, powiedział coś, jakby wielki dom. A właściwie: „Wielki Dom”. Powtarzał te słowa ciągle, jakby chciał się ich nauczyć na pamięć lub zrozumieć. Z czasem podeszła do niego młoda kobieta i również je powtarzała. Potem inni jeszcze. Niektórzy śpiewali je nawet.
Ale dopiero po dłuższej chwili zaczęło coś świtać w głowach uciekinierów. Wtedy kobiety wypowiadały już inne słowa i znowuż je powtarzano. Teraz już wsłuchiwali się w nie szukając zrozumienia.
Tyle przez ten czas działo się, że nie sposób tego opowiedzieć. Wyglądało na to, że Ludzie znaleźli wreszcie swoje NOWE MIEJSCE. Wtedy przez kilku dni ścinali drzewa i układali je jak ogrodzenie. W ten sposób powstała palisada obronna. Dookoła. Tego jeszcze nie było. Zbudowali siedlisko obronne. Ogrodzenie do złudzenia przypominało las drzew, jedno obok drugiego.
Wewnątrz zaczęli stawiać coś mniejszego, jakby dachy wbite w ziemię. Potem nawoływali się nawzajem, by w małych grupach razem odpocząć pod tymi dachami.
CDN.