Myślę o nadmorskich klifach. Moje ulubione leżą na wyspie Wolin pomiędzy Międzyzdrojami, a Wisełką. Te należą do Wolińskiego Parku Narodowego. Są piękniejsze, niż klify na Hawajach, gdzie na wyspie Molokai dochodzą do 1010 m wysokości ponad poziom wody. Wolińska faleza jest dostępna od dołu, można sobie przejść także z góry, a na Hawajach właściwie tylko z jakiegoś stateczku na oceanie.
Na Wolinie wyraźnie widać, na czym polega niszcząca działalność morza, zwłaszcza, jak przejść się wzdłuż klifu po burzy. Można wtedy zobaczyć obrywy brzegu, drzewa, które spadły niżej, czasem nawet zwierzęta leżące na plaży. Jest też wyraźny zarys gliniastego materiału na klifie. Obok wiele i całkiem dużych kamieni przywleczonych tysiące lat temu ze Skandynawii. Do dziś nikt nie zapłacił ani grosza za ten pokaźny import surowca. Czasami na którymś z kamieni lubią wygrzewać się foki. Dla swojego bezpieczeństwa odradzam przede wszystkim chodzenie pod obwisem klifowym, albo w pobliżu świeżego zwału. Nie wszystko jest takie stabilne, na jakie wygląda na pierwszy rzut oka.
Niemniej znakomity nadmorski pomysł przy brzydszej pogodzie to spacer klifowym kawałkiem tego wybrzeża. Potęga morza i wspaniałość natury.
Do zobaczenia.