W zeszłą niedzielę zaproponowałem pewnemu panu wycieczkę na trasie sosnowej. Wiedziałem, że odczuwa kłopoty z zatokami. Przyczyny tego w letni czas mogły być różne. Klimatyzacja, być może jakieś przewiewy, zimne, gazowane napoje, itd. Nie jestem lekarzem, więc nie postawiłbym diagnozy.
Byłem przekonany, że takim domowym, czy raczej leśnym, sposobem na taki problemy są spacery na świeżym powietrzu. Zaproponowałem to. Dogadaliśmy się co do trasy marszu, z Puszczykowa do Lubonia.
Dojechaliśmy do stacji kolejowej w Puszczykowie. Stamtąd niedaleko do Warty. Wzdłuż tej rzeki biegnie znakowany szlak. W soboty i niedziele jeździ nim trochę rowerzystów. My jednak wybraliśmy pieszą niespieszną wędrówkę. Po drodze rośnie tam wiele okazałych sosen. Do wieczora nie było tam komarów, ani meszek.
Po drodze mijaliśmy bogatą zieleń, bo to dość wilgotna okolica nadwarciańska, a nie suche przestrzenie zielone dużego miasta. Od czasu do czasu widać było niebieskie wody Warty, po której pływała jakaś łódź, a w innym miejscu spotkaliśmy wędkarza w łódce. Przeszliśmy przez dwa drewniane mostki. Pod pierwszym całkiem wyschnięte koryto byłego strumienia. Pod drugim mostkiem płynęła rzeczka Wirynka. Nieco dalej wpadała ona do Warty. Szliśmy naprzód uważając na przejeżdżających rowerzystów. Po jakimś czasie szlak skręcał odbijając od rzeki. To rejon warcisk. Mijane starorzecza były prawie całe zarośnięte roślinnością niejako zasłaniającą wodę. Czyżby w tym roku zarastanie tych wodnych przestrzeni bardzo postąpiło? Po dziesiątkach, a może i setkach lat dzisiejsze starorzecza mogą stać się całkiem zarośniętą powierzchnią, twardym gruntem. Potem szlak znowu dotarł do Warty i w osadzie Kątnik całkiem odbił w kierunku Łęczycy.
W kilka dni po tej wycieczce okazało się, że ten pan czuje się już lepiej. Widocznie dolegliwości jego zatok powoli ustąpiły.
Do zobaczenia.