













Znalazłem je w znanym mi lesie nad jeziorem i rzeczką. Grąd przyjeziorny. Najwięcej różnych okazów było na niewielkim wzgórzu porośniętym głównie okazałymi sosnami.
Bogactwo grzybowych odmian trafiło się jednak na innych drzewach, bo na brzozach. Jedne stały oblepione hubami na całej swojej wysokości. Te bardziej zahubione to były właściwie kikuty brzozowe, bo bez bocznych gałęzi, choć wysokość ich dochodziła kilkunastu metrów. Pnie zamiast charakterystycznej białej barwy z poziomymi kreskami prawie całe zostały zasiedlone. Tzn. omszone. Tylko gdzieniegdzie wystawały jaśniejsze skrawki. Co potrafi zrobić duża wilgotność w okolicy przy wodzie. Inne brzozy leżały martwe lub zamierające na ściółce leśnej. Niektóre były połamane, czy lepiej, pokruszone. Na takich znajdziesz wyjątkowe bogactwo niesamowitego grzybowego ludu. Bez niego drewno martwych drzew nie zostałoby zamienione w pruchno, a ostatecznie w „proszek”.
Nie znam zbyt wiele nazw tych grzybów. Podobają się ich barwy oraz kształty tak urozmaicone w jakby martwym, uśpionym o tej porze roku lesie. Obok grzybów na drzewach i gałęziach sporo było porostów. Zdarzyły się też wyjątkowe chrobotki. Rzecz jasna, moje zbieranie grzybów było właściwie ich odnajdywaniem i fotografowaniem.
W okresie, gdy temperatura zacznie się przez jakiś czas utrzymywać się choćby nieco powyżej zera, są dobre warunki do rozwoju najprzeróżniejszych grzybów. Wczesne przedwiośnie to taki właśnie idealny czas. Gdyby kogoś zrażały zalane fragmenty lasu, może pospacerować po nieco wyniesionym terenie. Tam z reguły będzie sucho.
Do zobaczenia.